1 maja 2014 r. minęło 10 lat od wstąpienia Polski i 9 innych krajów do Unii Europejskiej. Było to dla większości Polaków bardzo ważne wydarzenie. Dziś, podsumowując minione 10 lat mamy mieszane uczucia.
Bardzo istotną sprawą było otworzenie granic dla polskich pracowników. Z jednej strony dało to dobrze płatną pracę wielu osobom. Okupione jest to czasami rozłąką wielu rodzin. Często małżeństwa widują się tylko kilka razy do roku. Bywa również, że dzieci wychowywane są przez dziadków, ponieważ rodzice zarabiają za granicą.
To co jest modne w Stanach Zjednoczonych, bardzo szybko znajduje zwolenników i w naszym kraju. Często zupełnie bezkrytycznie przejmujemy jakieś dziwne sposoby na życie. Tak też się stało w przypadku tzw. „ospa party” (z ang. pox party) . Polega ono na organizowaniu przyjęcia przez rodziców dziecka chorego na ospę. Na takie party przychodzą rodzice z małymi dziećmi, a celem jest zarażenie swoich pociech. W USA dochodzi nawet do tego, że sprzedawane są pudełka z zarażonymi smoczkami, lizakami, czy kocykami. Nie dziwi mnie to, bo Amerykanie są bardzo specyficznym społeczeństwem. Ale nie spodziewałam się, że polscy rodzice tak bezmyślnie ulegną tej modzie.
Dziś chciałabym polecić lekturę artykułu, który mnie bardzo poruszył. W „Dużym formacie Gazety Wyborczej” z 10.04.2014r. pojawił się obszerny materiał zainspirowany tragicznymi wydarzeniami.
https://wyborcza.pl/duzyformat/1,137741,15767379,Czy_Bog_wybaczy_siostrze_Bernadetcie_.html)
W pierwszej części opisany został brutalny gwałt zakończony morderstwem ośmioletniego chłopca. Po policyjnym dochodzeniu okazało się, że jednym ze sprawców był dorosły już, były wychowanek Ośrodka Sióstr Boromeuszek. Wnikliwe śledztwo ujawniło koszmar, jaki przez wiele lat rozgrywał się w tym miejscu opieki nad dziećmi.
Opisane w kolejnych akapitach wydarzenia są tak przejmujące, że wierzyć się nie chce, iż miały miejsce w domu prowadzonym przez siostry zakonne. Wina dyrektorki, siostry Bernadetty jest tu bezsporna. Zastanawia mnie jednak, dlaczego lekarze, do których trafiały pobite dzieci, lub dzieci po próbach samobójczych, niczego nie zauważali. Nie bez echa powinien również przejść fakt, iż grono pedagogiczne przez lata także udawało, że nic złego się nie dzieje.
Jak można zapobiec takim tragediom, jak ta, która w minioną niedzielę wydarzyła się w Klamrach koło Chełmna? Są dwa aspekty tej sprawy.
Pierwsza to fakt, że dzieciaki, w wieku 13-16 lat, o tak późnej porze pozbawione były opieki dorosłych. Jak wynika z doniesień prasowych, bawiły się tuż przed wypadkiem na ognisku zorganizowanym na terenie gospodarstwa rodziców jednego z chłopców. Dlaczego zatem nikt z dorosłych nie zauważył, że w środku nocy dzieci postanowiły zrobić sobie przejażdżkę samochodem? Czy powinien być ustawowy nakaz chowania kluczyków przed nieletnimi? Bo niestety nie jest to odosobniony przypadek, kiedy to młody człowiek bez prawa jazdy siada za kierownicą.
Jako dziennikarka obywatelska, a jednocześnie osoba niepełnosprawna, postanowiłam poruszyć dziś temat rodziców, którzy ostatnio protestowali w Sejmie . Ludzie ci musieli zrezygnować z pracy zawodowej, ponieważ na co dzień zajmują się dziećmi wymagającymi całodobowej opieki. Nie są przez to w stanie zarabiać na życie, a przede wszystkim na odpowiednia rehabilitację swoich pociech. A ta, jak wiadomo, sporo kosztuje. Dostają wprawdzie dodatek rehabilitacyjny, ale jego wysokość jest, kolokwialnie mówiąc, śmieszna. Kwota 620-820 zł miesięcznie to zdecydowanie za mało, aby zapewnić dziecku (często jest ono dorosłym człowiekiem), godne warunki.
Od paru dni zastanawiam się nad tym, czy niemowa może być dziennikarzem. Bo tak naprawdę, czy ktoś zna dziennikarza, który nie mówi?
Moja przygoda z dziennikarstwem zaczęła się jeszcze w czasach, kiedy byłam zupełnie sprawnym człowiekiem. Niestety podczas studiów uległam wypadkowi i od 10 lat nie mówię. Nie pomagają spotkania z logopedą. Godziny ćwiczeń języka, ust i mięśni twarzy. Nie mówię i już. Mimo to udało mi się uzyskać licencjat z dziennikarstwa.
Podczas ostatniego weekendu miałam przyjemność bycia świadkiem 40. edycji Rajdu Monte Karlino. Nazwa jego jest zaczerpnięta ze słynnego Rajdu Monte Carlo. I kto by się spodziewał, że w tak niedużym mieście, jak Koszalin, można zorganizować całkiem wyjątkową imprezę.
sobota przywitała uczestników deszczem. mimo to, na linii startowej w karlinie pojawiło się wiele samochodów z całej polski. trasa niedzielnego rajdu przebiegała między innymi tuż pod moimi oknami i jak okazało, był to jeden najbardziej niebezpiecznych odcinków. rajdowi, towarzyszył pokaz zabytkowych samochodów.
Artykuł w Gazecie Wyborczej z dnia 15.03.2014r. udowodnił, że nie zawsze (https://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,15620337,On_leje_wode__sasiedzi_za_to_placa__a_sad_na_to_pozwala.html). Opisana została w nim sytuacja, gdzie jeden z mieszkańców osiedla na warszawskiej Białołęce od 4 lat korzysta z wody, za którą nie płaci. Wskutek tego, za jej zużycie Miejskim Wodociągom płacą pozostali mieszkańcy wspólnoty. Bohater artykułu jest bezkarny. Mało tego wygrywa sprawy w sądzie, ponieważ doszukał się luki prawnej, która mu takie zachowanie umożliwia.
Wprawdzie nie spotkałam się z aż tak perfidnym podejściem. Jednakże poruszył mnie ten temat, ponieważ wiem, że czasami sąsiedzi potrafią w sprytny sposób podłączyć się poza licznikiem do instalacji elektrycznej, czy gazowej w budynku wielorodzinnym. Utrudnia to często normalne życie domowe. Doprowadza bowiem do usterek w wadliwej, w tym momencie, instalacji.
„Wysokie obcasy” z 08.03.2014r. poruszyły ważny dla mnie temat, a mianowicie podejście Polaków do mody dla niepełnosprawnych.
Bohaterkami artykułu są trzy dziewczyny, które wbrew przyjętym stereotypom bardzo uważnie dobierają wkładane na siebie ubrania. Pomimo swoich chorób, które m.in. posadziły je na wózkach inwalidzkich, lubią dopasowane, eleganckie ubrania i buty. Zamiast, zgodnie z opinią większości nosić wygodne dresy i tenisówki, zakładają spodnie – rurki i buty na obcasach. Wiele osób to dziwi i mówią o tym głośno. Spotyka się to rzecz jasna z buntem ze strony niepełnosprawnych. My także chcemy się podobać innym!
Bardzo zaniepokoił mnie ostatni raport, jaki opublikował NIK po kontroli sprzedaży ziemi należącej do Skarbu Państwa w latach 2011-2013. Wynika z niego, że choć Agencja Nieruchomości Rolnych zgodnie z obowiązującymi przepisami ogłasza i przeprowadza postępowania dotyczące sprzedaży, to bardzo dużo ziemi trafia w ręce obcokrajowców. Niestety luki w prawie otwierają furtkę, dzięki której grunty bez żadnej kontroli przechodzą w ręce cudzoziemców.
Skontrolowano trzy oddziały Agencji Nieruchomości Rolnej. Jednym z nich był oddział zachodniopomorski. Tu w czasie niespełna dwóch lat zagraniczni inwestorzy nabyli ponad 4,5 tys ha. Martwi mnie to, ponieważ historia naszego Pomorza bogata jest w momenty, kiedy to ziemie te całymi latami należały do Niemców. Nie chciałabym, aby któregoś dnia doszło do tego, że Polacy na naszych ziemiach będą stanowili mniejszość. Uważam, że polskie MSW powinno jak najszybciej tą lukę w przepisach załatać. Oczywiście bardzo ciężko będzie się pozbyć tzw. słupów, którzy jako podstawione osoby kupują ziemię, ale przecież i na to musi być jakiś sposób.