Przed nami najpiękniejszy w roku okres. Okres przedświąteczny. Większość z nas, choć zabiegana na co dzień, znajduje w tych dniach czas na szukanie prezentów dla najbliższych. Myślimy już jakie potrawy znajdą się na świątecznym stole. Wynajdujemy coraz bardziej wyszukane przepisy, żeby mile zaskoczyć nasze rodziny. Jest to wspaniały okres. Bo zwłaszcza wymyślanie prezentu, który sprawi bliskiej nam osobę radość, daje nam niesamowitą frajdę.
Musimy jednak pamiętać, że nie dla każdego Święta są radosne. Jest coraz więcej rodzin, których sytuacja materialna jest tragiczna, a co się z tym wiąże, nie mają pieniędzy na świątecznego karpia, czy szynkę. Robienie prezentów tym bardziej jest poza ich zasięgiem.
Pomimo tego, że jestem ofiarą wypadku komunikacyjnego i sprawy bezpieczeństwa na drodze nie powinny być mi obce, dopiero w ostatnich dniach zetknęłam się z tzw. Kartą ratowniczą. Można pomyśleć, że pocieszające jest, iż nikt z moich znajomych o czymś takim nie słyszał. Słabe jednak jest to pocieszenie.
Po analizie czasu, jaki służby ratownicze potrzebują na przeprowadzenie akcji ratunkowej bez takiej karty, okazuje się, że jest ona wręcz niezbędna w każdym samochodzie. A dlaczego? Dlatego, że każdy samochód jest inny. Każdy ma w innym miejscu wzmocnienia, na których nożyce używane do cięcia karoserii po prostu pękają. Kolejną sprawą jest zlokalizowanie akumulatora, czy zbiornika z paliwem. A jak wiadomo nieostrożne postępowanie z jednym, bądź drugim prowadzić może do tragedii. Badania niemieckiego automobilklubu ADAC wykazały, że czas potrzebny na przeprowadzenie skutecznej akcji ratunkowej w przypadku posiadania karty ratowniczej pojazdu, skraca się niemal o połowę.
W ubiegłym tygodniu, tj. 5 listopada, w Krakowie, odbył się jedyny w Polsce koncert Eltona Johna. W poprzednim moim wpisie opisałam problemy, jakie miałam, żeby na to widowisko kupić bilety. Na szczęście udało się!
Wprawdzie zaskoczona byłam frekwencją, bo spodziewałam się widowni zapełnionej, po brzegi, ale widzów było znacznie mniej. Nie zmienia to jednak faktu, że świetny zespół Fantastic, chórki wokalne, instrumentaliści, a przede wszystkim sam mistrz, dali niezapomniany popis. Z krakowskiej Areny wyszłam bardzo zadowolona.
W dobie internetu sprawa wydaje się banalnie prosta. Jest kilka miejsc, które umożliwiają zamówienie biletów on-line. Potencjalny nabywca ma do dyspozycji plan sali widowiskowej i może sobie wybrać dogodne dla siebie miejsce. Płatność również może odbyć się przez internet. Nawet nie trzeba czekać na dostawę biletów do domu, za pośrednictwem Poczty Polskiej, czy kuriera – można sobie bilet wydrukować na własnej, domowej drukarce. Po prostu bajka! Ale nie dla wszystkich…
Dwa dni temu weszła w życie nowelizacja ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym”. Wiele osób, które rządne są wiedzy, śledziło prace nad nią z zapartym tchem. Dlaczego? Przede wszystkim znosi ona odpłatność za drugi kierunek studiów. Dzięki temu młodzi, ambitni ludzie będą mogli bez dodatkowych kosztów zdobyć dwa fakultety.
Kolejną ważną sprawą jest wprowadzenie trzymiesięcznych praktyk zawodowych. Pozwolą one już podczas studiów w sposób praktyczny utrwalić wiedzę zdobytą na wykładach. Ponadto umożliwią młodzieży rozpoznanie rynku pracy, czy nawiązanie kontaktów zawodowych na przyszłość.
Głośno zrobiło się kilka dni temu na temat wpisu, jaki zamieścił na swoim facebookowym profilu właściciel browarów, Marek Jakubiak. W sposób niesmaczny zwrócił się w nim do Dariusza Michalczewskiego. A wszystko za sprawą zaangażowania sportowca we wspieranie osób homoseksualnych.
W dyskusję na ten temat włączył się również były piłkarz Jan Tomaszewski (https://www.tvn24.pl/tak-jest,39,m/homoseksualizm-a-tolerancja,470698.html).
Dariusz Michalczewski patrzy na człowieka, a nie na jego orientację seksualną. Innym, jak widać to przeszkadza. Jan Tomaszewski twierdzi, że jest tolerancyjny, a jedynie nie akceptuje homoseksualistów. A jednak z jego wypowiedzi wyraźnie bije niechęć, żeby nie powiedzieć obrzydzenie do osób o innej, niż on orientacji seksualnej. A może jest to strach?
Dnia 19.09.br. w moim mieście, jedno z koszalińskich stowarzyszeń, z okazji swojego jubileuszu zorganizowało dla wszystkich mieszkańców wyjątkową niespodziankę - koncert zespołu Wilki.
W nowej Hali Widowiskowo-Sportowej, w której odbywał się ten koncert byłam po raz pierwszy. Ogromnie ciekawiło mnie jak się bawią mieszkańcy Koszalina i okolic. Okazało się, że koncert przyciągnął niesamowitą liczbę miłośników zespołu. Trybuny wypełnione były po brzegi.
Występ trwał dwie godziny. Nie zabrakło na nim takich hitów, jak: „Baśka”, „Bohema”, „Son of the Blue Sky”, czy „O sobie samym”. Wiele utworów publiczność wyśpiewywała razem z Wilkami. Oczywiście nie obyło się bez bisów.
W dniach 2-6 września 2014r. odbyła się w Koszalinie XI edycja Europejskiego Festiwalu Filmowego Integracja Ty i Ja. Tym razem myślą przewodnią było : „Film – podróż bez barier”. Podobnie, jak w zeszłym roku, uczestniczyłam w projekcjach filmów, spotkaniach i innych imprezach towarzyszących festiwalowi. I podobnie jak w zeszłym roku jestem rozczarowana.
Moje rozżalenie, ponownie jak rok temu, dotyczy niefrasobliwości organizatorów. Na swojej stronie internetowej chwalą się oni, że mówią o barierach i łamią je. A ja odnoszę wrażenie, że jednak tylko o nich mówią. Na festiwal rzeczywiście zapraszani są bardzo ciekawi goście, wyświetlane są interesujące filmy, które poruszają tematykę niepełnosprawności. Ale nie przekłada się to na dostępność tego festiwalu, dla ludzi takich, jak ja.
Za nami 1 września. Uczniowie rozpoczęli swoją walkę z nauką. Wprawdzie studenci zaczynają od października, lecz ja również zaczęłam już swoje przygotowania do nadchodzącego roku akademickiego. Chcę ze wszystkim zdążyć.
Dziś jednakże pragnę jeszcze na chwilę wrócić do wydarzeń z ostatnich dwóch miesięcy i moim czytelnikom przedstawić część ze swoich zdjęć ilustrujących zabawne i bardzo ciekawe momenty z minionych wakacji. Zwiedziłam wiele miejsc na własnych nogach. Poznałam mnóstwo interesujących osób.
Artykuł Piotra Żytnickiego „O kilka słów za daleko” (https://wyborcza.pl/1,135424,16493786,O_kilka_slow_za_daleko.html) wzbudził we mnie mieszane uczucia. W pierwszej chwili, jako dziennikarka obywatelska odczułam bunt przed naruszeniem wolności słowa.
Odniosłam wrażenie, że opisany w artykule dziennikarz przypłacił swoją szczerość utratą możliwości pracy w zawodzie. Jednakże, po wnikliwej analizie tematu doszłam do wniosku, że oprócz wolności słowa ważne jest w naszym zawodzie, aby nie naruszać dóbr osobistych opisywanych przez nas, dziennikarzy osób. Naruszanie czci poprzez pomówienie o negatywne postępowanie w życiu osobistym, czy, jak w przytoczonym przypadku, niewłaściwe zachowanie w życiu zawodowym jest atakiem na godność osobistą. Skutkować to może przecież utratą zaufania, potrzebną do wykonywania zawodu.