trochę na kartonach… Od dwóch dni mieszkam już w moim nowym domu, w którym mam w końcu dostęp do Internetu. Szybko skreślam kilka słów i prezentuję parę zdjęć z mojego nowego mieszkania.
Dawno nie dawałam znaku życia, ale powodem nie było lenistwo. Jestem i wszystko jest dobrze, po prostu od dwóch miesięcy zajęta jestem urządzaniem mojego nowego domu (mieszkania). Tak, właśnie i jeżeli wszystko pójdzie według planu to…
Cieszę się, ponieważ mam windę od poziomu garażu, to jedno. Po drugie łazienka dostosowana do moich realiów, pokój fitnessowy konieczny - wiadomo, ale już jako osobne pomieszczenie. Całe mieszkanie swobodnie dostępne, na to wszystko naprawdę duży balkon. Wrócę do pisania już w nowym domu. Jednak muszę szybko coś napisać. Zupełnie przypadkowo wpadła mi w oko recenzja książki Łukasza Grassa ”Szlag mnie trafił”.
Ważne prywatne sprawy podrzuciły mnie na kilka dni do Poznania. Oczywiście obowiązkowo w samo południe odwiedziłam na Starym Rynku (cały w kocich łbach, kiepskie chwile dla mnie) w Ratuszu Poznańskie koziołki. Zaskoczyła mnie popularność tego miejskiego „urządzenia błazeńskiego”, ujrzałam międzynarodowe skupisko ludzi oczekujące na pojawienie się rogaczy. Podobnie odbywa się w wielu naszych miastach, chociażby w moim ukochanym Krakowie taka atrakcje turystyczną jest smok wawelski u podnóża Wawelu ziejący ogniem. Dość oryginalne, kolorowo ozdobione są elewacje kamienic poznańskiego rynku.
Biblioteka Wojewódzka w Koszalinie, mieszcząca się przy Placu Polonii w centrum miejskiej zieleni przynajmniej raz w roku pęka w szwach.
Od kilkunastu lat w pierwszych dniach września zamienia się w zaczarowane miejsce i czas. Poznajemy wielu fantastycznych ludzi twórców, artystów, sportowców - ich losy pokazane w kadrze filmowym (zwycięzców i pokonanych), które reżyseruje często samo życie.
Plac manewrowy
Fajna pogoda pozwoliła mi wyjechać kolejny raz na trasę, plac manewrowy, który urządziłam sobie w koszalińskiej Sportowej Dolinie.
W zamyśle mam podróż do Mielna drogą rowerową (tym wózkiem mogę poruszać się po ścieżkach rowerowych).
Dzisiejsza jazda próbna ujawniła kilka moich niedociągnięć w prowadzeniu pojazdu mechanicznego na drodze publicznej, w tym cofanie i parkowanie tyłem.
Zbliża się koniec wakacji, a wiec czas na posumowanie wypoczynku nad morzem Bałtyckim. Dysponując własnym środkiem transportu wydaje się, że sprawa jest prosta. Dojechać można wszędzie, podróż potrwa trochę dłużej, wąskie jezdnie co za tym idzie-jedzie przez kilometrowe korki, m.in. do Mielna, ale tak się dzieje przy większości popularnych miejsc wypoczynkowych. Jeżeli w planach urlopu wyruszamy w dalszą podróż wybór własnego pojazdu jest słuszny, jednak są jeszcze inne rozwiązania szczególnie gdy mieszkamy w pobliżu nadmorskich kurortów. Mieszkam w Koszalinie, kilkanaście kilometrów od Morza Bałtyckiego. Uśmiecham się w chwilach gdzie się przedstawiam w nowym środowisku i próbuję określić gdzie mieszkam, zawsze słyszę stwierdzenie: „….a tak, tak Koszalin to te miasto koło Mielna…”
Opowiem Wam historię, która mi się ostatnio przydarzyła. Zacznę od początku.
Robiłam zakupy, w jednym z największych sklepów sieciowych, do koszyka wrzuciłam m.in. opakowanie wkładek (najbardziej popularnej firmy na rynku). Na obecną chwilę, wtedy za słabo na mnie podziałało (teraz już wiem) dało mi do myślenia za duża lekkość tej paczki. Przy kasie samoobsługowej po zeskanowaniu towaru, waga nie odnalazła tego artykułu. Doradca handlowy, czyli pracownik sklepu zwyczajnie „przepchnął” w programie kasy na następny produkt.
Bardzo się cieszę, że już teraz podróż do i z Koszalina dla osób z niepełnosprawnością staje się łatwiejsza. Winda przy dworcu jest i działa, sama sprawdziłam. Koniec koszmarnych niekończących się objazdów po wątpliwie równych chodnikach. Do windy, którą wymieniłam wcześniej prowadzi piękny, aktualnie po remoncie tunel podziemny.
Mniam, mniam… Stało się już zwyczajem, że w trakcie mojego pobytu w Krakowie odwiedzam też moje serdeczne przyjaciółki, zwyczajowo zwane Baśkami. Wiewiórki, bo o nich wspominam mieszkają w parku im. Wojciecha Bednarskiego na Podgórzu. Jest to bardzo urokliwe miejsce.
Ostatni weekend w Krakowie obfitował w plenerowe imprezy.
Piątkowe popołudnie spędziłam na Rynku Głównym w gronie sympatycznych ludzi. Trwał XX Małopolski Tydzień osób z niepełnosprawnościami. Rozstawiono dużo namiotów, w których zorganizowane grupy ludzi niepełnosprawnych ”chwaliły się” swoimi osiągnięciami, twórczością i umiejętnościami. Własne przeżycia, przekonały mnie nie raz, ile trzeba włożyć siły, koncentracji myśli a często wiele łez, aby wykonać prozaiczną czynność, którą w pełnej sprawności wykonujemy właściwie prawie automatycznie. Dużym zainteresowaniem cieszyła się liczna drużyna szachistów, która zapraszała do wspólnej gry. Sama nie umiem grać, ale miłym zaskoczeniem był widok ustawionej kolejki chętnych. Niezwykłe wrażenie wywarł na mnie mecz koszykówki, warunkiem udziału w grze było poruszanie się na wózku.