Wywiad z Waldemarem Sierańskim z Konia Polskiego
Waldemar Sierański (ur. 5 kwietnia 1958 r. w Warszawie) aktor i artysta kabaretowy, związany od ponad 20 lat z kabaretem „Koń Polski”. Znany z występów telewizyjnych i seriali takich jak „Badziewiakowie”, „Skarb sekretarza” i „Marian i Hela”.
Agata Krokosz – witam Pana i jako młodziutka i dla wielu osób nieznana, ale niezwykle wnerwiająca dziennikarka, mam kilka poważnych i osobistych pytań dla czytelników mojego bloga (Antybariera Dziennikarska). Proszę się przedstawić – (załóżmy, że moi czytelnicy nie znają „Konia Polskiego”).
Waldemar Sierański – Nazywam się Waldemar Sierański, jestem członkiem kabaretu „Koń Polski”. Kabaret powstał w 1985 r. w środowisku Koszalińskiej Wyższej Szkoły Inżynierskiej (obecnej Politechniki). Założycielem kabaretu jest Leszek Malinowski. Ja do kabaretu dołączyłem w roku 1988.
AK – Jeżeli to możliwe, to proszę w wielkim skrócie przedstawić swój dorobek scenicznym, czyli życie kabareciarza.
WS – Przed moim przyjściem do kabaretu, kabaret już zdobył pierwsze miejsce i Grand Prix na krakowskim festiwalu PAKA, a już ze mną w składzie pierwsze miejsca na festiwalach: Foka w Warszawie, Otaka we Wrocławiu, Złotą Szpilkę na Biesiadach Satyry i Humoru w Lidzbarku, nagrodę Programu Drugiego TVP oraz nagrodę Młodych im. Wyspiańskiego przyznawaną przez urząd Rady Ministrów. Kabaret wziął udział w serialach TV „Badziewiakowie” i „Skarb sekretarza”, a od blisko 20 lat jest gospodarzem Festiwalu Kabaretów w Koszalinie. Kabaret występował również poza granicami kraju dla Polonii: w Niemczech, Francji, Włoszech, Austrii, Belgii, USA, Kanadzie, Irlandii, Wielkiej Brytanii, na Ukrainie oraz we Wspólnocie Niepodległych Państw.
Najbardziej osobliwym wyróżnieniem były nagrody, jakie dostaliśmy w 1992 roku na przeglądzie „Paka” w Krakowie. Odjazdowe, niezapomniane i niepowtarzalne. Dla Leszka: spacer po krakowskim zoo w towarzystwie księdza profesora Józefa Tischnera, a mnie prywatna audiencja oraz pamiątkowa fotografia z ówczesnym rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego.
AK – Skąd biorą się pomysły do Konia Polskiego? (Hela!!!)
WS – Pomysły niesie życie. Bywało, że inspiracją do skeczy były zasłyszane przypadkiem rozmowy bądź audycje radiowe. Pierwowzorem Heli są kobiety otaczające autorów skeczu (czyli Leszka Malinowskiego, Piotra Kryszana i mnie). To z ich wypowiedzi został „ulepiony” pierwszy skecz o Marianie i Heli, następnie powstawały kolejne wersje numeru, których tematem były zjawiska zaobserwowane w realnym świecie.
AK – Proszę mi opowiedzieć swój najlepszy wieczór z widownią.
WS – Jednym z takich wieczorów było spotkanie z widownią w Pile. Występ zorganizowano na rzecz kilkuletniej dziewczynki chorującej na wątrobę. Zbierano pieniądze na skomplikowaną operację w USA. Był to z naszej strony charytatywny występ, publiczność bawiła się doskonale, ale najbardziej wzruszyła nas beneficjentka, która po występie czekała w garderobie z własnoręcznie namalowaną laurką. Trafiła ona do archiwum „Konia”.
AK – Pana zdaniem – czy w dzisiejszym dniu kabaret jest potrzebny czy niezbędny?
WS – Kabaret to nie woda i da się bez niego żyć. Można by długo dyskutować o tym, czym jest dzisiaj, a czym było kiedyś określenie „kabaret”. Natomiast tak długo, jak ludzie będą chcieli oglądać rzeczywistość w krzywym zwierciadle, tak długo kabaret będzie potrzebny. Motto „Konia Polskiego” brzmi: „Minuta śmiechu to jeden dzień życia dłużej.”
AK – Wiem, że staję się natrętną dziennikarką, ale czym zajmowałby się Pan, gdyby nie istniał kabaret?
WS – Pracowałem w wielu różnych zawodach, bezpośrednio przed kabaretem byłem żołnierzem zawodowym. Już będąc kabareciarzem, działałem w produkcji reklam radiowych, robiłem tam też audycje dla dzieci. Trudno powiedzieć, co bym robił, na pewno byłoby to związane z muzyką. Lubię słuchać różnego rodzaju muzyki, pisać teksty piosenek, pracować nad ich końcowym kształtem. Mam na swoim koncie autorstwo słów do kilkudziesięciu piosenek: kabaretowych, teatralnych, reklamowych. Jako ciekawostkę mogę dodać, że wspólnie z Jarkiem Barowem – muzykiem „Konia”, jestem autorem hymnu jednej z podkoszalińskich szkół.
AK – Jak wygląda Pana zwykły dzień poza sceną?
WS – Jeżeli jest to dzień przed występem lub po, to przeważnie cały spędzam w samochodzie. Po powrocie do domu, jeśli pogoda sprzyja, wolny czas spędzam w ogrodzie lub na korcie tenisowym. Pasjami zdobywam też wyspy i miasta starożytnej Grecji – oczywiście wirtualnie.
AK – Koty! Wieści niosą, że Pan je uwielbia! Dlaczego? Proszę opowiedzieć najciekawszą historyjkę z Panem i kotami w roli głównej.
WS – Koty, jak ludzie, mają swoje charaktery… ale potrafią też przejmować zachowania typowe dla innych zwierząt. Na przykład moje koty wychodzą na spacer razem z psem, idą za nim gęsiego z podniesionymi do góry ogonami. W razie niebezpieczeństwa wlazą pod psa. Koty pojawiły się w moim życiu razem z domem, zaczęło się od Bońka, przyniesionego przez syna. Kolejne to osobniki uratowane przed utopieniem, zakopaniem bądź podrzucone do przydomowej altany. W sumie było ich już 7. Obecnie mam dwa koty (Simbę i Psikota) oraz kotkę Heksę vel Ziutę. Nie ma już Wacława, Lucjana i Dychy. Jak widać, prawie wszystkie nosiły ludzkie imiona. Zabawnych sytuacji jest co niemiara, trudno mi wybrać jedną z nich. Koty warto obserwować – polecam!
AK – Czy na naszej kuli ziemskiej jest takie miejsce, które chciałby Pan zobaczyć?
WS – Sporo już widziałem, ale wiele chciałbym jeszcze zobaczyć. Najbardziej, z racji przyrody i krajobrazów, Nową Zelandię.
AK – Czy jest ktoś, z kim chciałby Pan wystąpić wspólnie? Mam na myśli również artystów ze sceny światowej.
WS – Miałem niewątpliwą przyjemność wystąpienia u boku Hanki Bielickiej. Na polskiej scenie kabaretowej nie ma dla mnie większego od niej autorytetu. Jeżeli chodzi o zagranicę, chętnie wystąpiłbym z „chłopakami” z „Monty Pythona”.
AK – Czy zna Pan osoby niepełnosprawne, które zajmują się kabaretem?
WS – Znam. Istnieje taka teoria, że wszyscy kabareciarze są niepełnosprawni, a poważnie: kilkanaście lat temu na krakowskiej Pace pojawił się „Kabaret Absurdalny” złożony z ludzi niepełnosprawnych umysłowo. Dystans, jaki mieli do siebie, i trafność obserwacji własnych ograniczeń tak zachwyciła publiczność i jury, że wyjechali z Krakowa pierwszą nagrodą.
W tej chwili to pole nie jest zagospodarowane, dlatego zachęcam wszystkich niepełnosprawnych do przełamywania barier, a tych uzdolnionych kabaretowo do spróbowania swoich sił na scenie.
AK – Czy istnieją tematy, których do dzisiaj nie poruszał Pan na scenie kabaretu?
WS – Mnóstwo… Każdy temat czeka na swój czas i pomysł. Trzeba pamiętać, że: „I śmiech może być nauką, jeżeli się z przywar nie ludzi natrząsa”.
AK – Bardzo dziękuję za poświęcony mi i moim czytelnikom czas oraz przeobrażenie swoistej rozmowy w wywiad.
Moich czytelników zaś informuję, iż więcej na temat „Konia Polskiego” mogą znaleźć na stronach:
www.kabaretkonpolski.pl i www.kabarety.pl.